Kia Pride (test używanego)
Samochody rodem z Korei Południowej przez długie lata pracowały na to, by stać się synonimem tandety i wyrobu samochodopodobnego. Dziś koreańskie urządzenia do przemieszczania się z 90. lat możemy kupić w cenie przyzwoitego telefonu komórkowego. Jednym z powszechniejszych okazów azjatyckiej fantazji z ubiegłego stulecia jest Kia Pride. Miejski wehikuł zaprojektowany został wedle, wydawać by się mogło, najlepszych prawideł. Pudełkowate nadwozie Kii Pride, typowe dla ówczesnych konstrukcji (oferowany był trzy/pięciodrzwiowy hatchback, kombi oraz mało urodziwy sedan), zapewniało minimum funkcjonalności i komfortu. Wówczas żaden z azjatyckich producentów nie projektował samochodów z myślą o europejskiej, wymagającej klienteli. Wnętrze egzotycznego "koreańczyka" prezentuje przyzwoitą ergonomię, wszystkie przełączniki i suwaki zlokalizowano w zasięgu ręki prowadzącego. O jakości zastosowanych materiałów nawet nie warto wspominać, przeto lepszych tworzyw używa się do produkcji chińskich zabawek. Jednak nie o to chodzi w małym miejskim aucie, kosztującym około 2 tysięcy złotych. Najważniejszym argumentem "za" jest przestrzeń jaką oferuje wnętrze. Przy odrobinie dobrej woli i samozaparcia Kią pojadą cztery osoby - oczywiście do pobliskiego centrum handlowego. Dalsze eskapady przewidziane są tylko dla dwóch osób, zajmujących względnie wygodne przednie fotele. Niestety na tym kończą się atuty nadwozia, będącego powodem największych drwin. Pierwszą rzeczą, jaką winniśmy zweryfikować...